Minęło trzy lata od publikacji artykułu „Ty też powinieneś być Agile”, gdzie ostrzegałem przed lekceważeniem potrzeby zwinnego działania. Wtedy największym zagrożeniem dla firm niezdolnych do szybkiego reagowania na zmiany wydawała się mniejsza, prężniej działająca konkurencja. Od roku, może trochę dłużej, powinny one przede wszystkim niepokoić się nadciągającym kryzysem – który był nieuchronny i po nieuzasadnienie długim okresie prosperity musiał być głęboki. Teraz przez światową gospodarkę pędzi tsunami, którego skutki ciężko przewidzieć, i które bez wątpienia sporo zmieni w sposób trwały.
Tym, czego organizacje niezdolne do szybkiego dostosowywania się powinny się obawiać – trzy lata temu, dziś i w każdym innym momencie – jest bezbronność w sytuacji, gdy niestabilne staną się fundamenty ich „powtarzalnego działania”. Przekonanie, że coś takiego istnieje, wiedzie do aroganckiego myślenia, że zawsze będzie, jak jest teraz. Nie, nie będzie. Dowód? Niewzruszone wydawały się podstawy władzy faraonów, ateńska demokracja, potęga Rzymu, imperialna władza królów angielskich… gdzie one dziś są? A przykłady takie można mnożyć. Teraz czytamy o nich w książkach do historii – choć nie zawsze potrafimy wyciągnąć z tego wnioski.
A epidemia, z którą zmaga się teraz ludzkość pogłębi kryzys, na krawędzi którego i tak staliśmy. Przy okazji wstrząśnie tym, co wydawało się superstabilne i niezmienne. Swoboda podróżowania, uzależniona tylko od zasobności portfela, możliwość kupienia cokolwiek się chce, jeśli tylko ma się pieniądze, brak granic w Europie i swobodny przepływ towarów i ludzi – to wydawało się wszystkim oczywiste i dane na zawsze. Czy wciąż jest oczywiste? Czy mamy pewność, że „wróci” jak tylko epidemia się skończy? Nie, bo tak skonstruowany jest świat, w którym ciągły wzrost i jeden kierunek rozwoju jest zwyczajnie niemożliwy.
Jako Scrum Master, potem jako konsultant i trener, starałem się zawsze zaszczepiać w innych kulturę Agile, którą rozumiem jako gotowość do zmiany i umiejętność radzenia sobie z nią. Zawsze w jakimś stopniu uwierało mnie traktowanie metod takich, jak Scrum czy Kanban przede wszystkim jako „sposobu uczynienia pracy przyjemniejszą”. To oczywiście też ma znaczenie, ale nie po to powstał ruch Agile i wszystko, co się na niego składa. Celem było, jest i będzie radzenie sobie z zawirowaniami otaczającego nas świata.
W dobie prosperity i bezkarnego marnotrawstwa uprawianego przez wiele firm, Agile i bliski mu Lean traktowane są na poważnie przez nielicznych. Większość firm nie radzi sobie w działaniu zwinnym, bo nie ma dobrej odpowiedzi na podstawowe pytanie: po co nam Agile. Część z nich upatruje w zwinnej pracy sposobu na podnoszenie morale w zespołach (żeby było „fajnie”, bo Agile jest „modny” itd.), reszta „robi Agile”, bo stał się on pewnego rodzaju standardem. Duża grupa organizacji próbuje rzekomo podnieść efektywność swego działania poprzez „transformację zwinną”, ale nawet nie potrafi określić co to znaczy „efektywniej”, a jednocześnie robi wszystko, by za wiele przy okazji się nie zmieniło.
Ten czas, gdy było „miło i fajnie” bawić się zwinnością, właśnie się kończy. Teraz jest moment, by naprawdę na serio być Agile (a nie tylko „robić Agile”, czy transformować się do niego w nieskończoność bez jasnego celu). W końcu Scrum oraz Kanban zostanie w wielu miejscach użyty do tego, do czego ma służyć: uzyskania maksimum efektu przy minimalnych kosztach i jak najmniejszym marnotrawstwie. Bo przecież po to powstały wszystkie narzędzia, techniki i praktyki, które w połączeniu z podejściem zwinnym pozwalają dobrze zrozumieć potrzeby rynku i najskuteczniej je zaspokajać.
Nie będę powtarzał truizmów, że każdy kryzys to okazja dla tych, którzy zdołają wykorzystać przetasowania na rynku i zmianę obowiązujących do tej pory zasad – to oczywiste. Na pewno wymiecie z rynku najsłabsze organizacje i wyleczy z dysfunkcji wiele z firm, które zawieruchę przetrwają. I dobrze. Obawiam się nieco skali „urealnienia”, jakie nas czeka, ale z drugiej strony to, że nadejdzie, było tylko kwestią czasu.
Uczestnicy moich szkoleń (w szczególności Scrum Masterzy i managerowie) często opowiadają o problemach z brakiem zaangażowania i motywacji w zespołach, z którymi pracują. Równie często słyszę o silosach („ja jestem programistą i testował nie będę”). Developerzy, nierzadko przepłacani tylko po to, by nie odeszli, w wielu miejscach zatracili profesjonalizm, a i na miano dobrego rzemieślnika w tym fachu niekoniecznie wszyscy dziś zasługują. Teraz przejdą przyspieszony egzamin z dojrzałości zawodowej i wielu obleje go koncertowo – z lenistwa, przez arogancję, lub obie te rzeczy na raz.
Chciałbym zakończyć wpis czymś pozytywnym, dlatego napiszę, co mnie cieszy. Dobre zespoły dostaną premię za dojrzałość i gotowość na zmianę. Zyskają dobrze zarządzane firmy i profesjonaliści. Jasne, że obawiam się (jak wszyscy) ekonomicznej niestabilności i to samo czuje każdy, kto na trzeźwo patrzy na otaczającą rzeczywistość. Zwłaszcza, że wiele firm „z rozpędu” rozwiąże dobre zespoły i zwolni sprawnych Scrum Masterów (no bo co taki Scrum Master robi cały dzień?). Ale profesjonaliści znajdą sobie dobre miejsce, bo o ich sile świadczyć będzie przede wszystkim to, co potrafią osiągnąć i jakie są efekty ich pracy. Developerzy (a nie „programiści” lub „testerzy”) też sobie świetnie poradzą.
Zdjęcie: Pop & Zebra