Gdyby jesienią ubiegłego roku ktoś powiedział, że wiosnę spędzimy zamknięci w domach w obawie przed panoszącą się zarazą, nie uwierzylibyśmy. I to nie dlatego, że nie potrafimy wyobrazić sobie zagrożenia biologicznego – te nie są niczym nowym, a zagładę ludzkości miały w ostatnich latach przynieść liczne wirusy i choroby (przynajmniej według mediów). Nie uwierzylibyśmy, bo opustoszałe ulice i funkcjonowanie w trybie stanu wyjątkowego skrajnie różnią się od codzienności, którą znamy, i którą żyliśmy od lat.

Niezaprzeczalnie przyszło nam żyć w ciekawych czasach, a prognozowanie tego, co nastąpi, stało się dużo trudniejsze. Domyślamy się, że fajnie nie będzie, ale jakie będą skutki epidemii i jak długo będziemy się z nimi borykać, tego nie wiadomo. Równie trudno przewidywać, jak zmieni się sposób funkcjonowania społeczeństwa. Jedyną pewną rzeczą jest to, że zmiana taka nastąpi.

Dążenie do ograniczenia tempa rozprzestrzeniania się wirusa SARS-CoV-2 wymusiło przeniesienie pracy z biur do przestrzeni wirtualnej wszędzie tam, gdzie to technicznie wykonalne. Nie mam pewności, czy praca zdalna stanie się standardem w wielu organizacjach, choć podejrzewam, że tak. Natomiast mam pewność, że jedna trwała zmiana już się dokonała w skali masowej: wiele organizacji, które dotychczas negowały sens i możliwość pracy zdalnej, teraz wyłącznie dzięki niej utrzymało swoje zdolności działania. Ciężko będzie ludziom na nowo wmówić, że „to nie działa”, bo empirycznie sprawdzili, jak jest naprawdę.

Masowa migracja do pracy zdalnej wykreowała ogromny popyt na wszystko, co z nią związane. Poszybowały w górę statystyki obciążenia łączy internetowych, dostawcy narzędzi wspierających komunikację i współpracę zdalną obsługują w tydzień liczbę użytkowników większą, niż wcześniej w ciągu kwartału albo i półrocza. Jak grzyby po deszczu pojawiać zaczęły się firmy „specjalizujące się” w pracy zdalnej, a „eksperci” wykłócają się, kto ma prawo twierdzić, że na tym modelu funkcjonowania Zespołów zna się najlepiej…

Gdzieś w tej kakofonii zaczynamy gubić zdrowy rozsądek. A ten podpowiada: jeśli pracujesz w firmie Big X, to nikt nie powie ci, jak masz funkcjonować zdalnie. Nie ma ekspertów od „pracy zdalnej w Big X” – takimi ekspertami, być może, staniecie się wraz z kolegami i koleżankami z pracy, i to niekoniecznie w tydzień, prędzej za kilka miesięcy. Nie oczekuj więc, że dostaniesz gotowe recepty, jeśli Big X czymkolwiek różni się od innych firm. A przecież wiadomo, że się różni, inaczej niewielki byłby sens jego istnienia.

Jeśli więc ktoś mówi ci, że jest ekspertem – posłuchaj, co ma do powiedzenia i użyj tego jako inspiracji. Im bardziej wmawiał ci będzie, że coś musisz zrobić albo zapewniał będzie, że coś na pewno zadziała, tym ostrożniej traktuj te rady i zalecenia. Eksperymentuj, szukaj rozwiązań dopasowanych do twoich potrzeb – wtedy masz duże szanse powodzenia.

Jeśli ktoś paluchem wskazuje ci „jedynego prawdziwego eksperta” i mówi, że tego kogoś słuchać powinni wszyscy – zrób dokładnie to samo, co powyżej. Wysłuchaj wskazanej osoby, zaplanuj eksperyment, sprawdź skutki, dokonaj adaptacji… Raz jeszcze powtórzę: nie ma ekspertów od „pracy zdalnej w Big X”.

Na szczęście jest wiele organizacji, które od lat pracują w rozproszeniu, korzystając z narzędzi współpracy zdalnej. Sporo z nich dzieli się swymi doświadczeniami. Dopóki nie twierdzą, że posiadły jedyną słuszną receptę jak pracować zdalnie, warto dowiedzieć się, jak funkcjonują. Nie po to, by na siłę cokolwiek kopiować (bo Big X na pewno potrzebuje rozwiązań dopasowanych do swoich potrzeb), ale po to, by się inspirować. Nie tyle nawet rozwiązaniami, ile sposobem dochodzenia do nich.

Wychodząc z takiego założenia, napisaliśmy wraz z kolegami poradnik. Nie odpowiada on, co oczywiste, na pytanie, jak pracować zdalnie w twojej firmie (bo tego nie wiemy, wszak nie jesteśmy z Big X). Jest za to zbiorem praktycznych porad odnośnie do sposobu, w jaki twoja firma może nauczyć się skutecznego funkcjonowania w modelu rozproszonym.